Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
*Seco wyszczerzył zęby i oparł się na tyliku* Właśnie... słuchaj, Tang. Ja ci miałem dawno zaphrroponować – co ty na to, byśmy się na Kalee wybhrrali? Moja pani by się zajęła poznawaniem kultuhrry naszej bahrrdzo wysokiej resztą, nie, Hahrris ty suczo niemyta? I tak mnie nie rhozujesz ty worze wycielonych aldehrrianskich pomidohrrów… wiec tak – Flehrr byśmy mieli z głowy, a ja bym cie miejscową kuchnia uhrraczył, mogę ci zagwahrrantować ze takich specjałów Twoja zakazana mohrrda nie phrrubowala jeszcze! *I wyszczerzył się jak zawsze kiedy planował coś głupiego, na co Tang się nie zgadzał, ale w ostateczności i tak to robili. Seco zdał relacje i nagle pac – w łeb od Harisa. Jednak chyba zrozumiał…*
Offline
Że kurwa jak? *No i Tang pobladł jak ściana, ale to się zwali na leki i na protezę. W sumie, Seco nie lekarz, nie połapie się... chyba. Ale po tych wszystkich opowieściach o Kalee to Tang nabrał lekkiego dystansu do te j planety i obawiał się, że jak się tam zjawi, to albo go zjedzą żywcem, albo upieką na ogniu albo zatruje się jedzeniem. Chuj to wie...* Noo... eee... no więc... ten, tego, noo... dobra kurwa. Raz kozie śmierć, ale to po moim ostatecznym melanżu. Chcę się trochę rozerwać, w mordy dać. Ty Fler przygotujesz mentalnie do tego. Ja się mentalnie przygotuje.. duchowo... żołądkowo... i w ogóle psychicznie. taka ważna wizyta to nie byle co... Te, a tam ludożerstwo nie panuje czasem? *Cóż, opowieści Seco o Kalee były bardzo przejaskrawione, więc Tang ich na serio nie brał, ale nie miał też solidnego źródła informacji, więc trochę uprzedzony był*
Offline
Panuje *odparł wesoło Seco. z resztą – Seco już żarł człowieka. Ale na szczęście nie weszło mu w krew. Teraz uśmiechał się wariacko, a Hari spoglądał z tym sowim wyrafinowanym bezemocjonalnym dystansem* Ty nie suhai go tak… tylko ród Gawila obciążony psychicznie… *I jeb – tym razem Haris od Secorshy. Zebrał i się nie poskarżył. Ale miał racje. Ród Gawila to na Kalee wszystko co najgorsze. Z resztą – gdzieś tu łazi i sapie bardzo wiarygodne źródło – generał.* A co ty Tang tak kolohrr zmienił? Jak po kalmahrriańskim żahrrciu gówno wyglądasz!
Offline
Pocieszające... na tej stacji trza się jeszcze zatruć, co by nie wpierdolili żywcem... eee... powiedziałem to na głos? *Cóż, Tanga to oświadczenie nie pocieszyło a wręcz przeciwnie, tylko zdołowało. Nie chciał umierać, za młody był na to. A być zjedzonym przez kaleesha to kiepska śmierć. Haris niby pocieszył, ale znając życie, to właśnie ród Gawila odwiedzą, więc w dupę z tym* Eee... to przez leki i protezę. Jakieś uczulenie jebane... *Skłamał od razu, bo co powie, że się przestraszył wizyty na Kalee? Rzucił się na Imperialny okręt, pchał się pod ciężki ostrzał na mostku, ale rodzinnej planety Seco się bał? Wstyd*
Offline
Phhh, myślisz ze kaleesha tak łatwo othrruć.. *widać powiedział. Ale Seco się nie przejął. Haris znowu zademonstrował uzębienie* Ty się nie boi… my Okręty zdobyli. Ty i ja. Ja z Tobą napije jak z szagom na wasza stacyja. Ja się żon nie boje *Seco złośliwie szarpnął tylikiem, by Haris stracił równowage. Ale ten nie stracił* Gówno phrrawda, tylko że twoje żony to kaleeshianki, a-juatska pało…
Offline
Tego się bałem... *No nic, to jakieś przyprawy ze sobą weźmie i cholera. Się doprawi nad ogniskiem. A może go nie zjedzą? Nigdy nie wiadomo. Seco mógł tylko straszyć, a Tang teraz podatny na sugestie i to bardzo. Niedawno chciał sobie sam nogę uciąć mieczem świetlnym. Masakra...* No to się napijemy i będzie wesoło. A Seco pewnie zmięknie i poleci z nami *Chociaż zdecydowanie wolałby towarzystwo właśnie Seco, bo on wesoły i jak wstawiony jest top razem niezłe cuda odstawiali. Ni i jak bijatyka była to obaj mężnie stawali do boju, póki nie padli też razem i ich nie wydupiano z kantyn* Ja się tam nie znam, nie mam żony kurwa.
Offline
*kaleeshowie spojrzeli po sobie. Niepoprawnie wesoły Seco, i poważny, pozornie wypruty z emocji Haris. Odezwał się ten drugi* [i[Dopsz, ty prześpij z tym, a my przyjdziem potem[/i] *Seco błysnął zółtymi kłami* Tylko śpij! I pozdhrrów nehrrkę A’dena! *pożegnali się i wyszli*
Offline
*Od ostatnich gości minęło trochę czasu. Tangi miały prawo i przywilej by zasnąć. Organikom się należy,. Trudno dostępne części zamienne, słaba bateria i tak dalej.
Ale mimo to przyszedł kolejny gość. Z wieczora, kiedy już zmniejszano siłę oświetlenia by znużyć organizmy snem, za ścianą za którą ciągnął się korytarz w kierunku drzwi sali Tangów dało się słyszeć miarowe stukanie metalu o metal. Wprawne ucho wyłapałoby trzy stuknięcia w jednej serii, a owych serii było bardzo dużo, i to coraz bliżej. Czyli cos się zbliżało. I wreszcie drzwi się rozsunęły i na tle jasno oświetlonego korytarza zamajaczył ciemny kształt droida*
Offline
*No, tyle że "Tangi" nie spali tylko bawili się nową protezą Tanga, a raczej robił to Tracyn, któremu bardzo ten metalowy element przypadł do gustu, twierdząc, że teraz to wygląda groźniej. Tylko ciekawe jak? Zdejmie buta i będzie wymachiwał nogą przed wrogiem? Dziwne pomysły roją się w umysłach klonów. Brex siedział na łóżku A'dena, który dochodził do siebie. No i tak sobie rozmawiali o tym i o tamtym, trochę o bitwie o Strażniczkę, gdzie wspomniana dwójka kaleków zgubiła własne elementy. No i gdy stukot o podłogę był już dosyć głośny, to dopiero wtedy zorientowali się, kto nadchodzi, a raczej podejrzewali. Takiego stukotu nie da się pomylić z niczym innym, a żadna zwykła droideka nie przyjdzie do sali medycznej odwiedzić chorych, wiec to pewnie Dżony. Poskładali go do kupy wreszcie, bo tam na mostku to wyglądał fatalnie... i Tracyn nieco się do tego przyczynił, rzucając detonator termiczny, który całą salę praktycznie wypalił.*
Offline
*Dżony takim oto sposobem znalazł się w sali. Niestety nie do końca we własnej, dawnej postaci. zabezpieczono cały układ, uszczelniono instalacje i zrobiono cały środek by droid mógł funkcjonować i tak tez było. Natomiast zewnętrzna powłoka niewiele różniła się od tego nieszczęścia na Strażniczce: urwane lewe działo, zabezpieczone przed porażeniem, urwany fotoreceptor, wybrzuszenia, bruzdy, poszarpany i powyginany pancerz. Jedynie nóżki naprawione* sir! Rozkaz rozkaz! *przywitał się droid, nie wchodząc jednak głębiej. Rozpoznał wszystkich i „czuł się bezpiecznie”*
Offline
*Gdy grodzie się otworzyły to cała czwórka spojrzała w tamtym kierunku. Cóż, widok nie napawał optymizmem, ale też każdy w tej sali odniósł mniejsze bądź większe rany, a Tang to już w ogóle część zamienną w postaci lewej nogi potrzebował.* Dżony... wtaszczaj się do środka. Wyglądasz okropnie... *Zawołał do niego z uśmiechem Tracyn, który miał obandażowane ręce aż do łokcia. Skutek użytkowania Loli, ale rany były lekkie. Brex wstał z łóżka A'dena beznerkowca i ruchem ręki przywołał do siebie droidekę* Cicho tam Tra'ika, Dżony jeszcze nie poskładany po ranach odniesionych w bitwie. *Cóż, sam się poświęcił by obronić Seco oraz innych członków grupy, więc teraz to już nie mieli wobec niego żadnych uprzedzeń że kupa złomu... no dobra, nadal był kupą złomu, ale rodzinną, więc to można za komplement uznać*
Offline
*kupa kupie nierówna. Złomu, oczywiście. A różnica tkwi w ustach które oba słowa wypowiadają. Czym je nasączają, jakim przesłaniem. Teraz kupa złomu wypowiadana ustami każdego z tej czwórki będzie dla Dżonego bardzo „miła”*
Rozkaz rozkaz! *odezwał się droid swoim normalnym, śmiesznym głosikiem robota bojowego. Wszedł, stukając szponami. Mógł wypełnić rozkaz, nakazywał – wejść. Życie droida może być piękne – byleby były rozkazy.
Nie mając jeszcze funkcji kołowania droid przydreptał do Tracona. To jego podczas bitwy widział najdłużej.*
Głowne systemy sprawne, sir! *zameldował* wydajność procesora 88% *ocalały prawy rożek z „okiem” jarzył się na pomarańczowo. Chyba wziął ich wszystkich. Droideki maja takie małe oczka* wszystkie systemy sprawne, sir? *należało to interpretować ni mniej ni więcej jak: jak się czujesz/czujecie?*
Offline
*No teraz to kupa złomu będzie bez złośliwych podtekstów, chyba, że Dżony wkurzy, a to raczej mało prawdopodobne zważywszy na to, że wypełnia on tylko rozkazy, a więc jak już się wkurzyć to na którąś z jednostek dowodzenia.* No to świetnie... jeszcze cię tu lekko po operować, tu dolepić, tam wyklepać i Dżony jak nówka! *Ucieszył się Tracyn i poklepał droida po jego metalowym łbie, czy jak to tam nazwać. Dżony się w czasie bitwy spisał, więc uznanie się należy, nawet jeśli to tylko droid... albo aż droid? Cholera wie.* Tak, tak, dzięki za troskę. Tangorn i A'den'ika trochę gorzej, ale ciągną na częściach zamiennych... zwłaszcza Tang... *Wyszczerzył zęby w uśmiechu i nagle *pac* a po chwili znowu *pac*. To wspomniani chorzy postanowili się zrewanżować trochę jak dzieci i rzucili w niego poduszkami (bo nic innego nie było pod ręką. Zapewne pielęgniarki przeczuwały, że ich gwałtowne charaktery mogą sprawić, że dojdzie do rękoczynów tudzież miotania w cel pociskami niekonwencjonalnymi, więc zabrały wszystko)* Ty się tam nie wymądrzał Tra'ika, bo mam nową metalową nogę i na Tobie ją wypróbuję!
Offline
*I od razu z Fler lepsze relacje będą. Raczej opłacalne zwarzywszy na to że nienajgorzej gotuje. Strategiczne posuniecie, ten Cochrel wszystkim na lepsze wyszedł. Lepsze stosunki międzyludzkie, międzyistotowe, miedzykloniaste i miedzydroidzie. Dżonemu oberwało się poduszką – odbiła się ona od ramienia pozbawionego działa. Wymontowano mu odstający, urwany tłok, zaklejono dziurkę i Dżony tez czekał na protezę. Może nie taką fajną jak ma Tang, ale też. Wyraźnie zrozumiał podtekst rozmowy. Podniósł działo, a poruszyło się ramie zarówno to sprawne jak i uszkodzone. Jakby mówił: ja tez będę miał podobne cudo. Tylko dla droida będzie to własna część „ciała”*
jak nówka sir *powtórzył droid* w razie usterki skontaktować się z autoryzowanym serwisem. Gwarancja nie obejmuje uszkodzeń wynikających z nieprawidłowego użytkowania lub użytkowania bojowego
[wybacz, wali nam się net, Seco już skapitulował, ja jeszcze próbuje wiec w razie nagłego zniknięcia nie gniewaj się. Już pól godziny próbuje opublikować ten post]
Offline
*No na razie to Dżony kiepsko wyglądał z tą prowizoryczną naprawą, ale działał i to się liczyło. Byle go naprawili nim Fler go zobaczy, bo wtedy może być co najmniej... ciekawie. Cóż, w końcu to jej ukochana droideka, która teraz wygląda jak wygląda po oberwaniu kilkoma seriami z karabinów i pewnie też granatu, w tym Tracynowego.* Cóż... to gwarancja cię już Dżony nie obowiązuje niestety. *Tracyn znowu poklepał go po głowie a Tang wyprostował się na łóżku, po czym postawił nogi na ziemi i wstał. Jeszcze nie próbował swojej protezy, ale podobno już sprawna i zdatna do użytku, wiec trza sprawdzić* Cholera... to jest dziwne... *Jego proteza wystawała spod ubrania szpitalnego a on sam marszczył czoło, gapiąc się na tą bryłkę metalu* Cholernie dziwne... oby to była ostatnia metalowa część w moim życiu...
Offline