Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Usprawiedliwieniem dlaniego był fakt, że nie znał tego statku. Był tu pierwszy raz. Podszedł więc do pakunków w ładowni i zaczął je "oglądać" i dotykać by sprawdzić, na którym w miarę miękkim mógłby się przespać. Rozważał nawet zrobienie z koka poduszki lub formy ogrzewania podczas snu.
Offline
Dzieciak
*Na to bez wątpienia gospodarz – choć nie zachowywał się jak gospodarz względem T’kula – na pewno by nie pozwolił. Kok był jego, to on na pewnej odległej, mrocznej, zimnej planecie złapał Koka, i za pomocą silnej sugestii mocy „oswoił”, a raczej uczynił go od siebie zależnym. Choć kokom wiele nie było potrzeba, to głupie zwierzęta.
Jednak wygolenie doz era tego niesamowicie bujnego futra i naniesienie tatuaży na zbyt delikatną do tego skóre, gdzie wylewało lub rwał się naskórek było trudne. W rezultacie tatuaż nie był idealny, ale Cichy poczuł cos w rodzaj sympatii do swojego pierwszego koka, wiec podjął się poprawek zamiast go po prostu porzucić czy zabić. Teraz wzór wyglądał pięknie i nie było widać gdzie był poprawiany.
Teraz obserwując pau’anina zaśmiał się bezgłośnie, nawet obnażając zęby. Jego nowy nabytek kojarzyl mu się z kotek wypuszczonym z transportera który z brzuchem przy ziemi niemal pełzne cichutko, rozglądając się za bezpieczną kryjówką*
Offline
Skojarzenie z kotkiem szukającym z brzuchem przy ziemi kryjówki było nad wyraz trafne, choć nie do końca prawdziwe. T'kul nie szukał kryjówki a miejsca gdzie może się przespać, odpocząć. Był świadom obecności przeciwnika i teraz prawdę mówiąc była mu ona obojętna. Ignorował duga. Znalazł w miarę miękki pakunek więc wlazł na niego, zwinął się i zasnął.
Offline
Dzieciak
*Niezbyt gościnny gospodarz zdawał się z „radością” na to wszystko pozwalać, zarówno na odpoczynek i posilenie się znalezionymi na pokładzie resztkami, jak i na ignorowanie jego osoby. Bez wątpienia nie było to bezinteresowne. Zbieranie danych trwało. Kiedy T’kul obudzi się znowu, będzie w ładowni sam, nawet bez koka. Okazja, by spokojnie się posilił i skorzystał z kibelka, jeśli musiał. Także czas na długie i namiętne obmacywanie ścian w poszukiwaniu informacji których i tak tu nie znajdzie. Nie znajdzie niczego czego Cichy nie chciał, by znalazł*
Offline
Obudził się po jakichś dwunastu godzinach. Był sam. Ani koka ani chłopaka. Posilił się resztkami, które jeszcze nadawały się do zjedzenia bez obawy o zatrucie pokarmowe. Skorzystał ze sraczyka w peł.ym zakresie. Załatwił się i umył dokładnie. Musiał zmyć z siebie ten niewyczuwalny odór, piętno niewoli. Po kąpieli posilił.się znowu i zajął badaniem.statku. Natężył słuch by zbadać czy jeszze lecą czy nie. Jeśli nie to spróbował znaleźć wejście do kokpitu by od komputera dowiedzieć się gdzie jest. Jeśli zaś statek jeszcze leci to odnalazł swoje legowisko i położył się skupiając na mocy i medytując. Jeśli było to możliwe chciał złapać.mentalny kontakt z mistrzem Yodą. Wiedział, że źle postąpił i chciał... przeprosić oraz prosić o pomoc w uwolnieniu.
Offline
Dzieciak
*lecieli, silniki szumiały, a duga nie było. Osoba o dobrym słuchu szybko jednak odnajdzie kokpit – coś tam było. Ktoś. Dug i zwierzak. Leciała jakaś muzyka która można było określić jako „młodzieżowa” – jeszcze nie ciężkie izotopy, ale do poezji śpiewanej daleko temu było. Z kokpitu. Tam musiał siedzieć chłopak.
Co zaś się tyczy mentalnego kontaktu – to nadświetlna temu nie przeszkadzała.*
Offline
Położył się więz i złapał kontakt mentalny z Mistzem Yodą
"- Mistrzu Yoda. Wiem, że zdradziłem zakon. Wiem, że nie jestem godzien być Jedi. Mam jednak prośbę. Wyślij kilku rycerzy i skończ me cierpienia. Raz na zawsze. Tylko na tyle zasługuje takie ścierwo jak ja."
Offline
Połączenia telepatyczne na odległość większą niż planeta jest niezwykle trudne, z tego powodu Jedi wciąż używają komunikatorów holonetowych a nie telepatii właśnie. Tak wiec T'kul może się męczyć i męczyć, ale generalnie nic z tego nie wyjdzie. Nawet Yoda by nie dał sobie z tym rady.
Offline
Nie udało się więc. Trudno. Tkul usiadł na swoim legowisku i zastanowił się. Podjął decyzję. Jedną z tych ważnnych życiowych decyzji, od których nie ma, nie może być odwrotu Wstał i zaczął przetrząsać pakunki w ładowni szukając tego, czego potrzebował do wykonania swojego małego nikczemnego palanu pozbawienia duga pewnej przyjemności. Wszystko co znalazł wywalał na środek ładowni segregując przedmioty bardzo starannie.
Ostatnio edytowany przez Throul (2012-05-03 19:49:30)
Offline
Dzieciak
*Bez wątpienia było to bardzo trudne jak miał do dyspozycj tylko jedną rękę, do tego był ślepy i nie mógl posługiwać się mocą, był w obcym statku a jedyne co znajdował to jakieś szmaty, pudelka po żarciu i napojach, prowiant (a jednak był), do tego kilka skrzyń było tak zamkniętych, ze nie dało się ich otworzyć.
W każdym razie w koncy T’kul trafił na coś co pod palcami „wyglądało” jak pistolet. Kolo tego było kilka buteleczek i małych pudełek które po potrząśnieciu gruchało, musiały być tam jakieś male przedmioty.
Kiedy T’kul t znalazł, to wylegujący się w kokpicie dug nagle nabrał „zycia” w Mocy. Postawił uszy iż obnażonymi zebami odwrocił głowę, jakby mógl widzieć przez ściany. najwyraźniej dotykanie „Tego pistoletu” mu się bardzo nie spodobało.
Nie zareagował jednak natychmiast (wiec T’kul miał więcej czasu na zabawę zakazanym sprzętem) bo statek był blisko koordynat docelowych. Najpierw wyskoczy. Potem się pomyśli*
Offline
Tkul był świadom upływu czasu i obecności młodego mocowładnego na pokładzie. Dlatego teź postarał szię działać jak najszybciej mógł w tych warunkach i w tym stanie. Ale po koleji. Pierwszą rzeczą jaką zrobił było wysypanie jednego pudełka tych maleńkich, grzechoczących przedmiotów na podłogę u swoich stóp. Drugą było wzięcie pistoletu i zbadanie go dotykiem tak samo jak dokładnie zbadał te małe przedmioty - zapewne amunicję. Spróbował, jeśli to możliwe załadować pistolet amunicją do pełna. Lepiej wszak mieć pełen magazynek w starciu niż pusty. Z resztą jakoo itakiego syarcia T'kul raczej nie przewidhwał, ale wolał mieć pod ręką odpowiedni argument by się móc w razie zego obronić. Wycelował w kokpit. Uśmiechnął się paskudnie. Lufa naładowanego i odbezpieczonego pistoletu została wycelowana w stronę kokpitu. Na ywarzy pau'ana pojawił się złośliwy uśmieszek. Lufa skierowała się ku jego skroni. T'kul poczuł zimny dotyl metalu na skórze.
- Umarł król, niech żyje król.
Powiedział do siebie a jego palec nacisnął spust. Padł strzał. Dug nie mógł już wyczuć obecności Pau'ana. Huk wystrzału był ostatnią rzeczą jaką mógł zarejestrować wraz z obecnością T'kula.
Ostatnio edytowany przez Throul (2012-05-04 07:25:25)
Offline
Dzieciak
*Okazało się, ze pistolet jest bardzo dziwny. Mały – ale to akurat można wytłumaczyć, dostosowany do istoty niewielkiej rady. Co było dziwne – w miejscu lufy miał mała igiełkę, nie było go gdzie załadować, tylko tył się otwierał ale nic nie pasowało, za to pachniało tuszem.
Razem tym „sprzętem” w skrzyni były śliskie kartki, ale co na nich było – tego T’kul nie zdoła ”zobaczyć”.
Wysypana z małego pudełeczka „amunicja” okazała się drobnymi igiełkami, takimi jaka już pistolecik w sobie miał.
Niestety, bohaterski plan T’kula nie wypalił, bo po naciśnięciu spustu coś strzeliło i… nic się nie stało. Po kolejnym naciśnięciu tez nic, tylko cichy szum, bardziej jak wiertarka niż jak pistolet.
Siedzący w kokpicie młodzieniec obserwujący go w mocy nagle poszerzył pysk uśmiechem, widocznie go to rozbawiło.
Słodko, naprawdę – pomyślał – ale nie martw się, za dziesięć minut lądujemy, będę miłosierny, nie będziesz cierpiał… *
Offline
Skoro tak się nie udało T'kul miał jeszcze plan awaryjny. Bardzo awaryjny i czuł, przez skórę czuł, że musi się pospieszyć. Bardzo pospieszyć jeśli ma mu się udać to, co sobie zamierzył. Zaczął więz wiązać szmaty. Nie szło mu to najlepiej, bo miał tylko jedną rękę do dyspozycji. Starał się pomóc sobie mocą na ile się w jego położeniu dało. Po powiązaniu szmat w linę złapał za pojemnik, który mógł uciągnąć. Zaciągnął go pod gruby zwój kabli i rurę biegnącą do nich równolegle. Wszedł na pojemnik i przerzucił swój sznur przez wzmocnienie kadłuba i zawiązał. Na drugim końcu zrobił pętlę. Pętlę założył na szyję. Ostatni wdech, wydech i krok. Lina naprężyła się, zatrzeszczała ale wytrzymała. Upadły fiknął nogami. Pętla zacisnęła się w okół jego szyji łamiąc kark. Oczy stanęły mu w słup. T'kul nie żył.
Offline
Dzieciak
*Ostatnie 5 minut do wyskoku, kiedy nagle Cichy poczul… chyba zakłócenie Mocy, coś takiego, informacje, ze coś się stało w ładowni. Znowu nastawił uszu, po czym spojrzał przez ramie na zamknięte drzwi. Nie był jeszcze pewny, czy jest tak jak mu się wydaje, ale „zjeżył” się zezłości, bo odebrano mu zabawę. Chociaż – jeśli dorosły, dwustu letni jedi boi się dugańsakiego nastolatka to nie mógł liczyć na nic godnego jego możliwości. Westchnął, odwracając głowę i kręcąc nią w zrezygnowaniu. Potem spojrzał na Koka. Wykonał drobny ruch nadgarstkiem, wpływając mocą na prymitywny umysł zwierzęcia. Wtedy Kok wstał, przeciągnął się i podreptał do ładowni „Zobaczyć co się stało” Potem Cichy bez problemów ściągnie sobie wizje zwierzęcia jak z kamery*
Offline
Trup upadłego jedi nie przedstawiał się imponująco. Chude to to było niemiłosiernie, wychudzone przez te pobyty w niewoli i niezbyt ciekawe jedzenie. Wisiał sobie z.wywieszonym na wierzch językiem i przewróconymi oczyma. Może dug tego nie rozumiał, razej na pewno nie rozumiał, ale T'kul wybrał takie wyJście nie z obawy przed nastolatkiem a z powodu swoich win. Przeszedł na ciemną stronę czego pożałował. I to bardzo. Przez swoją głupotę stracił wszystko. Przyjaciół, znajomych, zaufanie i honor. Tego ostatniego było mu najbardziej żal. Tak więc by Jedi nie musieli wysyłać "ekipy sprzątającej" T'kul postanowił samemu odsunąć się w nicość.
Offline