
Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Strony: «-- 1 2 3 4 5 … 16 --»
Arbiter
Włączanie po kolei różnych opcji miało pewną zaletę, w końcu można trafić na to co się chce, prędzej czy później. I tak też było w przypadku Tac'a. Po kilku kolejnych przejrzanych opcjach w końcu trafił na tę, która wyświetlała schemat statku. Łatwo to było zauważyć, gdyż momentalnie centralne okienko rozszerzyło się na prawie całą wielkość sali, w której się znajdował. Młody pilot stał teraz przed sporą mapą okrętu z zaznaczoną salą, w której się znajdował. Mieściła się ona na obrzeżach, w pobliżu hangarów, ale daleko od centrum, gdzie znajdowały się praktycznie wszystkie główne systemy. Monroe może zacząć szukać opcji wykrywania życia bo i taka się znajdowała na tym holograficznym oknie. Na szczęście nie było tutaj za dużo innych opcji.
Offline
Oficer Imperium
Tac odsunął się od ekranu, żeby zobaczyć monumentalność okrętu. Także do głowy przyszła mu myśl, żeby sprawdzić i przekonać się czy jest tutaj sam, czy jego porywacze są także obecni. Napewno jest tutaj gdzieś opcja wykrywania obecnych form życia na statku. Nerwowo przyjrzał się ekranowi i upatrzył sobie jeden przycisk, kładąc w nim wielkie przekonanie. Jednak czy chce wiedzieć? Zbliżył dłoń do hologramu i zawahał się. Wziął głęboki oddech i kliknął.
Offline
Arbiter
Komputer zareagował i przetworzył polecenie Taca i po kilku chwilach powierzchnia ekranu zamigotała i na schemacie statku pojawiły się kropki, zapewne sygnalizujące pozycję istot organicznych. Problem w tym, że były tylko dwa takie punkciki, z czego jedna to on sam a druga niepokojąco zbliżała się do pozycji Monroe'a. Nie można było odczytać jakiej rasy jest ten ktoś ani jakie ma zamiary, ale jedno było pewne, oprócz nich na tym pokładzie nie było nikogo. Pytanie tylko, czy to porywacz, czy może porwany jak Tac?
Offline
Oficer Imperium
Niestety Tac nie myślał racjonalnie. Dla niego jedynym logicznym wyjściem było iż druga osoba to porywacz, który będzie próbował wyrządzić mu krzywdę. To on go tutaj ściągnął, na pewno jest jakimiś psychopatą o jakich się słyszy w holo-wiadomościach. Monroe z przyśpieszonym tętnem spróbował wydzielić sekcję w której znajdował się Zin. Wypróbował też kilka przycisków, które wydawały mu się odpowiedzialne za odcięcie wroga i zablokowanie go między jakimiś modułami. Rozejrzał się też czy nie dałoby się zamknąć i zabarykadować drzwi tego pomieszczenia... Z drugiej strony... może powinien uciec do TIE? W końcu włamanie się do myśliwca bojowego nie będzie takie proste.
Offline
Arbiter
Niestety Tac nie miał dostępu do systemów sterowania i nie mógł odciąć drogi Zinowi. Jedynie co to mógł on zamknąć gródź sali, w której przebywał, ale to i tak było rozwiązaniem tymczasowym, bo nie mógł jej zamknąć na stałe. No i w końcu by musiał stąd wyjść, a innej drogi ucieczki nie było. Naciskając przyciski na chybił trafił sprawił jedynie, że schemat statku nieco się zmienił, pokazując teraz obszary uszkodzone, a tych było na prawdę sporo. Prawie cały statek świecił się na czerwono, ale t tylko na chwilkę, bo zaraz też przypadkiem Monroe powiększył obraz i teraz widział wszystko znacznie dokładniej. No i w pewnym momencie pojawiła się kropka oznaczająca Zina. Szedł on tą samą trasą co przedtem Tac. Wszystkie inne drzwi na jego drodze były zamknięte.
Offline
Na tym statku taki kanał był konieczny do transportu części, bowiem większość korytarzy była wąska i ciasna, a więc nie można by było przenosić większych elementów. To rozwiązanie miało swoje plusy i minusy, jak wszystko, ale zmienić się tego nie da. A co do dalszej drogi to była już bardzo prosta, b z tunelu w bok odchodził tylko jeden otwarty korytarz, a potem wystarczyło pomagać sobie mapą, by wybierać odpowiednie skrzyżowania. Podobnie jak wcześniej, większość drzwi i grodzi było zamkniętych, chociaż co jakiś czas trafiały się jakieś otwarte, pełne śmieci i brudu. Mimo to Kodbar zbliżał się do swojego celu. Poruszał się już po Pokładzie Hangarowym.
Zin musi teraz wszystko dokładnie przemyśleć. Mapa pokazywała mu, że jest dosłownie kilka metrów od swojego celu, czyli istoty żywej. Kobdar podjął decyzję o jej odszukaniu dość pochopnie, bowiem nie wie jakie są zamiary tej istoty. Jeśli jest to osoba porwana, tak jak Zin, można jedynie przypuszczać, że jest przerażona i otumaniona. Podobnie jak on na początku. Trzeba było wziąć pod uwagę to, że może być uzbrojona i niebezpieczna. W głowie inżyniera tworzyły się setki, a może nawet tysiące mniej i bardziej prawdopodobnych scenariuszy. Na wszelki wypadek Zin musiał działać żwawo i sprawnie, coby nie zostać zabitym, zanim zdąży się wychylić głowę zza grodzi. Postąpił schematycznie z drzwiami, które stały mu na drodze, nie wyszedł jednak od razu. Przykleił się do ściany, usiłując zasłonić się przed ewentualnym atakiem.
-Jest tu ktoś?!-Spytał, biorąc pod uwagę możliwość, że istota na tym statku może być nierozumna i niezdolna do jakiejkolwiek odpowiedzi.
Offline
Oficer Imperium
Monroe z dudnieniem tętna w uszach przygotowywał się na konfrontację. Miał na to niestety niewiele czasu. Zamknął drzwi, ubrał z powrotem rękawiczki(wcześniej wytarł je o spodnie kombinezonu). Czuł, że dłonie mu się pocą się z nerwów, a pistolet trzymany jedną ręką drży. Pilot szybko przeszedł za konsolę, tak aby ustawić się naprzeciw drzwi w bezpiecznej pozycji. Przyklęknął, oparł ręce o urządzenie, tak że blaster był teraz o wiele silniej i stabilniej trzymany i oczywiście wykierowany w drzwi. Monroe nerwowo nucił coś pod nosem(dźwięk niemal nie przedostawał się przez maskę). Wtedy za drzwiami rozległ się głos. Zamilkł i na chwilę nawet przestał oddychać. Ciągle szukał podstępu, ciągle nie wierzył, że to inna osoba porwana. Oprawca niekoniecznie musiał być tej samej rasy co hologram, nie mówiąc o tym, że mógł to być zwykły modulator głosu. Mimo to Tac obniżył nieco broń, celując na wysokość pachwiny dorosłego człowieka. Zawsze ich uczono, że aby kogoś unieruchomić należy strzelać w pachwinę - ból wypalanej tkanki podobno jest niemiłosierny a w dodatku miesza się z zapachem spalenizny, która przyprawia o wymioty.
Offline
Cała ta sytuacja wydawała mu się dość niezwykła i niezbyt logiczna. Dwoje osób, które powinno ze sobą współpracować, jeśli są sami, a na dodatek porwani przez to coś. Notabene, jeden z nich chce się rzucić Zinowi do gardła. Zin oczywiście próbował wszystko załatwić na zasadzie dyplomacji, a jak wszyscy wiedzą, Zin do najlepszych w tym fachu nie należał. Sięgnąwszy i odbezpieczywszy swój blaster, Zin nadal kleił się do ściany.
-Jak możesz się odezwać, to się odezwij. Ja Ci nic nie zrobię. Sam zostałem porwany przez to cudo.-Rzucił. Nadal dla bezpieczeństwa nie wychylał głowy zza grodzi.-Chyba nie chcesz, byśmy sobie krzywdę zrobili, nie?-Spytał, choć nie usłyszał wcześniej odpowiedzi swojego domniemanego rozmówcy. Pociągnął nosem. Postępował tak, jak uczono go na wielu szkoleniach w WAR-ze. Dobra osłona przed ogniem to podstawa, takie szkolenia przechodził każdy inżynier WAR-u, na wypadek, gdyby Separatyści próbowali przejąć Coruscant i min.: Siedzibę Główną WAR-u.
Offline
Oficer Imperium
Monroe milczał, zamyślony głęboko. Jego twarz oblana była zimnym potem, który powoli schodził na szyję, mrożąc serce. Strach był większy, dlatego nic nie powiedział. Mierzył w dalszym ciągu w grodzie niepewnie drgnął.
- Pokaż się! - krzyknął w stronę wejścia nie opuszczając broni - Nie wystrzelę...- dodał po chwili lekko roztrzęsionym tonem. Niestety nie stał nigdy wobec takiej sytuacji i mierzył się z tym poraz pierwszy. Tac, miał coraz większą nadzieję, że to porwany podobnie jak on. Jest jeden sposób aby się przekonać. Muszą pogadać, nie ma innej opcji. Mężczyzna wciąż jednak odczuwał masę złych przeczuć związanych z nowo napotkaną osobą, na opuszczonym, starym statku.
/proszę o usunięcie powyższej wiadomości, pomyłka okienek.
Offline
No, w końcu osobnik się odezwał. Można było stwierdzić, że był raczej jednym z ras, które Zin przynajmniej kojarzył. Raczej nie należał do tej dziwnej rasy, którą widział dziś na tej holoprojekcji. Kobdar był być może zbyt ufny, przecież osoba ta mogła go teraz bez problemu zastrzelić, ale Zin wyszedł ostrożnie z grodzi, rzecz jasna blaster trzymając przed sobą, będąc jednocześnie gotowym do oddania strzału.
-A teraz ty się pokaż, nie mam zamiaru gadać do pustej ściany! Robiłem to przez dobre dwie godziny i trochę już mnie to znudziło!-Z tego powodu, że w pomieszczeniu panował jako taki półmrok, u Zina najlepiej widoczną częścią ciała była proteza oka, która świeciła się na niebiesko i całkowicie mechaniczna proteza ręki z kilkoma diodkami na wierzchu.-Wiem, że jestem szpetny, ale nie musisz od razu strzelać.-Zażartował sobie z siebie. A może nie? Cholera go tam wie. Ważne jest, że Zin w końcu wyszedł z ukrycia.
Offline
Oficer Imperium
Ogólnie Monroe'a było trudno oceniać po głosie, gdyż miał na głowie hełm pilota i maskę. Z powodu tego czarnego kombinezonu/munduru, pewnie Zin go odrazu nie zauważył. Tac był lekko wychylony zza konsoli, i mierzył w niego. Piękna sytuacja - pomyślał pilot, lekko się prostując ale nie opuszczając broni. Czuł nieufność, musi zmusić faceta, żeby oddał mu broń. Inaczej nie ma szans na porozumienie, nie ufał mu. Z drugiej strony, jeśli to porwany, pewnie odczuwa to samo. Sytuacja okropna. Głęboko oddychał zaczynając zużywać resztki tlenu z zapasów. Puścił jedną rękę z broni i wcisnął coś przy kombinezonie. Połączenie maski przeszło na powietrze z zewnątrz(uznał, że zapasowy tlen może się jeszcze przydać, nawet jeśli niewiele go zostało). Ręka wróciła do stabilizacji pistoletu. Wciąż lekko osłonięty przez konsolę, poruszył lekko blasterem - Musisz mi oddać broń. Mów co chcesz, nie ufam Ci. - powiedział.
Offline
-Oddam Ci broń, tylko dlatego, że jesteś imperialnym kmiotkiem. Gdyby był to ktoś inteligentniejszy, to zastanowiłbym się nad tym.-Powiedział prosto z mostu do osoby, z którymi pewnie by pracował, gdyby nie uciekłby z Coruscant. Tak, Zin to dezerter, ścigany przez imperium za to właśnie przestępstwo. Nie można mylić Zina z jakimś żołnierzem, jest to tylko inżynier, przeszkolony w zakresie podstawowym negocjacji i samoobrony.-Nawet nie musisz prosić.-Zin zabezpieczył broń, obejrzał ją jeszcze kilka razy, gdyż wiedział, że to ostatni raz. Rzucił broń w jego kierunku i ruszył w jego stronę. Nie miał zamiaru robić mu krzywdy.-Możesz zdjąć tu maskę, filtry powietrza działają. Przynajmniej tak podaje to dziwne PDA.-Rzucił i wyłączył mapę, którą ukazywało to dziwne urządzenie. Zin nie miał zamiaru powiedzieć imperialnemu niczego, czego się dowiedział o tej maszynie. Musiał odpocząć, to się teraz liczyło. Od jutra czeka ich ciężka praca.-Palisz?-Spytał i wyciągnął papierosa z paczki, oczywiście trzymał ją w gotowości do częstowania.
Offline
Oficer Imperium
Monroe dosyć zręcznie(atut pilotów) złapał pistolet Zindarad'a. Popatrzył na broń, z lekkim zaciśnięciem zębów ignorując przymówkę. Mógł mu strzelić prosto w głowę, facet był odważny lub głupi, jeśli lubi obrażać tą uzbrojoną osobę. Popatrzył na mężczyznę i dopiero teraz zaskoczył. To był koleś którego spotkał na Nar Shaddaa. I którego sprawdził w bazie danych, przed rozpoczęciem "współpracy". Założył za pasek broń Zin'a. Swoją trzymał w zgiętej w łokciu ręce. Imperialny blaster wciąż wycelowany był w mężczyznę, więc trudno tutaj mówić o częstowaniu się czymkolwiek. Raczej nieprzyjazne nastawienie, ale Monroe miał więcej przekonania do tego, że to nie porywacz, bo to dezerter. Którego w normalnych okolicznościach albo by zastrzelił, albo ogłuszył.
-Kask jest uszkodzony. - skłamał gładko, nie chcąc ujawniać swojej tożsamości. Ochłonął znacznie, jednak wciąż miejsce przyprawiało go o dużą dawkę nerwów. Zin natomiast wydawał się dziwnie wyluzowany. Chociaż palenie mogło z drugiej strony świadczyć o tym, że to tylko pozory i mężczyzna trzyma fason.
- Powiedz mi, jak się dostałeś na ten statek? - zapytał starając się na spokojny ton.
Offline
Zin nie był zdziwiony zręcznym złapaniem pistoletu. No cóż. Zin dobrze ukrywał swoje zdenerwowanie. Może w ogóle zdenerwowany nie był? Informacje, których udzielił mu statek, bardzo go usatysfakcjonowały, stąd ten uśmiech na jego twarzy. Kobdar włożył sobie papierosa do ust i odpalił go. Po wykonaniu jednego macha, rzucił.
-Ci dzisiejsi wojacy, zręcznie łapiecie wszelkie gałki, nie?-Kolejna docinka wobec imperialnego. Zapowiada się na bardzo ciekawą znajomość. Dlaczego? Zin po prostu nie lubił imperialnych, łamali oni wszelkie zasady demokracji, w które Kobdar przecież tak wierzył.-Nie widzę żadnego uszkodzenia.-Rzucił, po krótkim rzucie swoim profesjonalnym okiem na hełm. Wykonał kolejnego macha.-Nie pamiętam. Musiałem w coś mocno uderzyć, ot co.-Dodał po chwili. Zin starał się dać do zrozumienia, że to on ma tu większe umiejętności. Nie tyle bojowe, co inżynierskie. Skoro czytał jego kartotekę, to na pewno o tym wiedział. Jeśli Tac chciał się stąd wyrwać, musiał z nim współpracować.
Offline
Strony: «-- 1 2 3 4 5 … 16 --»