Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Atak trwał może z dwie minuty, strat po obu stronach nie odnotowano, jedynie kilka atakujących nietoperzy zostało postrzelonych, co przesądziło o ich odwrocie. Gdy sytuacja się uspokoiła to wszyscy zaczęli wstawać ze swoich miejsc, a Dral od razu zajął się Malkitem.
- Nic ci nie jest? Byłeś kotep - odważny.
Pochwalił go klon i pomógł mu wstać, czochrając go po głowie. Przy okazji też sprawdził, czy jest cały i czy czasem jakieś mrówki go nie obsiadły, bo te małe paskudy bywały irytujące.
- To były młode drexle, paskudne stworzenia. I groźne. Teraz wiesz czemu nie pozwalamy bawić się w lesie, nigdy nie wiadomo kiedy coś zaatakuje... i z której strony
Dla nowo przybyłych dzieciaków zakaz wstępu do dżungli wydawał się głupi, ale po pierwszej wyprawie w jej głąb zmieniali zdanie automatycznie. A póki co tą wyprawę można uznać za spokojną.
Offline
Dzieciak
*Malkit miał taką strukturę skóry, ze mrówki nawet jak weszły to szybko spadną. No, chyba ze weszły już na grzywę, wtedy nie. Malkit wstał. Nogi miał trochę gumowe, oczy wytrzeszczone, a blaster cały czas w łapie. Opierał się na nim o podłoże. *
Chujowe są one… *podsumował. Od razu – jaki grzeczny!*
Offline
- Zgadzam się, bardzo chujowe... ale podobno przejażdżka na grzbiecie dorosłego drexla to niezapomniane przeżycie. W niektórych obozach wykorzystuje się je jako wierzchowce
Dral marzył o tym, by się takim przelecieć. Od jakiegoś czasu kontaktował się z obozami mającymi oswojone bestie. W wolnej chwili pewnie skorzysta z tego. Bardzo chciał poczuć wiatr we włosach i szybować pośród chmur, obserwując wszystko z góry. Lot myśliwcem to nie to samo.
- Chwila odpoczynku i ruszamy dalej
Zarządził przewodnik. Mieli trochę czasu, więc dołączył do nich Tracyn.
- Chodźcie, pokażę wam coś...
No i odciągnął Drala i Malkta od reszty grupy. Zaczeli się wspinać po lekkim zboczu.
Offline
Dzieciak
Nie możemy! *zaoponował Malkit, kiedy Tracyn po nich przyszedł* Nie możemy oddalić się bo małpa urwie nam jajka! *Piszczał cichutko, by jednak wrócić do grupy. Widać przeżycie sprzed chwili jak i ustawiczne straszenie w obozie sprawiły, ze Malkit wolał zbijać siew stado jak największe z innymi mandalorianami, no ale szedł za braćmi, najwyraźniej uważając ze stado trzyosobowe jest bezpieczne niż dwu i nie może ich puścić samych*
Offline
- Spokojnie, nie odejdziemy daleko... o już prawie... no! Patrzcie i podziwiajcie
Rzekł Tracyn po wdrapaniu się na szczyt małego wzgórza. Ulokowali się tuż obok masywnego pniaka, którego korzenie dawały oparcie dla ich nóg i rąk. Klon tymczasem wskazywał Dralowi i Malkitowi jakąś rozległą rzekę, lub nawet jezioro. Ciężko było coś dostrzec, przynajmniej na pierwszy rzut oka, ale później, po dokładniejszym przypatrzeniu się można było zobaczyć stado jakichś zwierząt schodzących w dół zbocza ku wodzie. Tam zaś już była jakaś grupka zwierząt, dosyć sporych, sądząc po tym, że widać je z tej odległości. No i też las w tamtym rejonie wydawał się jaśniejszy, a kolory były żywsze, a roślinność bujniejsza. Ta część dżungli była zdecydowanie młodsza.
- Tam zmierzamy, ale nieco okrężną drogą. Zejście tym zboczem jest niebezpieczne
Offline
Dzieciak
*Malkit miał grzywe najeżoną, tak ze gdyby mu położyć bezwładnie rekę na głowie to by sama w dól nie zjechala nawet jak ten miał szyje niemal prostopadle do podłoża. I tak patrzył na to jeziorko… rzeczkę czy zatopże po prostu, do której zmierzali*
Ty ustrzel ty tego ciukata stąd, my przyjdziemy i jego zabierzemy my… *szepnął do Tracyna, wskazując lufa blastera stado zwierzat*
Offline
- Ej wtedy nie byłoby całej zabawy!
Oburzył się Tracyn, bo po części też o to w tym polowaniu chodziło. Mando używali starego i bardzo podstawowego sprzętu, chociaż mogliby użyć tylko nowiutkich rzeczy i całe to polowanie ograniczyłoby się do godzinki.
- Polując według starych sposobów okazujesz szacunek dżungli. No i przy okazji zawsze możesz się czegoś nowego nauczyć
Dxuńskie lasy Mando traktowali z szacunkiem i czcią, nie pozwalali też by się tutaj zagnieździli jacyś korporacyjni drwale czy myśliwi polujący tylko dla skór i mięsa, by to sprzedać. Częściowo dzięki nim Dxun pozostaje takie samo od wieków.
Offline
Dzieciak
Ale może tesz htoś umarnąć… *przypomniał logicznie. Umarnąć można, o utracie jajek już nie wspominając. Ale się nie kłócił. Widać miał w sobie wystarczająca odwagę, a i zadziorności mu nie brakowało. Szacunek dla dżungli przyjdzie z czasem. Na razie miał sam Malkit niestety myślenie komercyjne, w końcu dużo czas spędził pod skrzydłami cochrelu*
Offline
- Bez ryzyka nie ma zabawy... poza tym polowanie tradycyjne niesie ze sobą ten dreszcz emocji, niepewność sukcesu. No i każdy powrót z dżungli w jednym kawałku to sukces, który czegoś może cię nauczyć. Dżungla daje nam schronienie i pożywienie, pozwala też sprawdzić naszą odwagę, siłę, determinację, wolę przetrwania. Tylko silni tutaj żyją, aruetiise by zdechli po kilku minutach
Tracyn doskonale rozumiał idee Dxuńskich lasów, Dralowi to trochę trudniej przychodziło, też miał nieco komercyjne spojrzenie na rzeczywistość. Preferował bardziej cywilizowane rejony. Dlatego też odstawał nieco na tle pozostałych Fibali, którzy czuli się tutaj jak ryby w wodzie.
- Dobra a teraz ślizgiem w dół!
No i Tracyn jako pierwszy siadł na tyłku i zaczął zjeżdżać po ziemi i trawie a Dral zaraz za nim, w kierunku grupy Mandalorian.
Ostatnio edytowany przez Tangorn (2012-01-22 14:20:12)
Offline
Dzieciak
Sały dzień chujowo… *Podsumował Malkit, po czym wział blaster w żeby i ruszył za braćmi. Ale w przeciwieństwie do nich nie zjeżdżał „ślizgiem w duł” – po prostu biegł niemal pionowo głową w dół, galopował, skacząc przez konary, czego jedi by się nie powstydził. Ze dwa razy upadł, staczał się, ale wystarczyło czegoś się zaczepić i już biegł. Pieknie to wyglądało, kiedy grzywa trzepotała za Malkitem. Wyprzedził zabraka z jego synkiem, galopowal miedzy mandaloroianami, ale nie wyprzedził przewodnika – wookiego. Jak w stadzie szel*
Offline
- Nie znasz się
Odciął się Tracyn. Bracia mieli trudniejsze zejście, bo nie byli tacy zwinni jak szele, więc musieli omijać konary, czasem hamować i wstawać, dotarli więc na dół dużo później. I tym razem to Dral zamykał pochód a Tracyn ruszył za Malkitem.
Wookie przewodnik zaś ryknął głośno na Malkita, by ten nie pchał się za bardzo, ale pewnie i tak tego chłopak nie zrozumie. Pochód znowu się uformował i ruszył.
Offline
Dzieciak
*Już na dole Malkit strzepnął się jak mokre zwierze i sapnął głośno, tez jak zwierze, oczyszczając drogi oddechowe z drobnoustrojów które dostaly się tam podczas „zbiegu”.
Już na dole był grzeczny, czekal na swoich, czyścił pióra na łapach za pomocą zębów, i kiedy można było – ruszył dalej, już wyraźnie rozgrzany, a wiec i bardziej rozluźniony*
Offline
Dalsza część wędrówki przebiegała spokojnie a Tracyn był bardziej rozmowny niż brat. Pokazywał Malkitowi różne rośliny i mówił mu, czy są jadalne, czy trujące, czy mają jakieś właściwości czy to po prostu chwasty. Czasem wypatrzył jakieś zwierze, które oczywiście szelkowi też pokazywał, by się uczył. Nie wiadomo kiedy przyjdzie mu znowu wejść do dżungli, więc niech się nauczy jak najwięcej.
Po jakieś godzinie marszu w końcu zbliżyli się do rozlewiska. Tutaj się rozdzielili i w końcu bracia szli razem z Malkitem.
- Teraz się nie odzywaj... uważaj jak chociaż, musimy być jak najciszej. Im bliżej podjedziemy tym lepszy strzał będzie... najlepiej celować w szyję.
Offline
Dzieciak
*Jak jakaś roślina była jadalna (co Tracyn pokazywał) to Malkit zjadał ją niemal natychmiast. Zwierzęta tez był chętny łapać i jeść.*
A to ślimak! *Stwierdził w pewnym momencie, i oczywiscie odkleił z drózki, z konara slimaka wielkości dloni i pokazał Tracynowi niemal pod nos*
Jego zjemy w domu *Malkit polował na całego. Owad jeszcze poruszał nóżkami w sprzączce, choć podczas „zbiegu” troche się pogniótł. teraz w drugiej sprzączce znalazł się slimak.
Szel dołączył, i kiedy kazano mu milczec: milczal. I tak był zadowolony bo już dwa zwierzaki upolował.*
Offline
Zjadane rośliny nie zawsze były smaczne, część z nich nadawała się jedynie jako przyprawy do innych posiłków. Zaś ślimaka nikt mu nie odbierał, jeśli chce go sobie jakoś przyrządzić z Seco to droga wolna. Pewnie i tak skończy się na tym, że to Tang nad tym się będzie głowił.
Podczas skradania bracia rozdzielili się nieco, by zmniejszyć ryzyko ucieczki zwierzyny, od której dzieliło ich jakieś sto metrów .Musieli jednak podejść trochę bliżej, by mieć czysty strzał.
Ich ofiara była dwunożnym gadem o silnych nogach zakończonych trójpalczastą, wyposażoną w ostre pazury stopą. Ręce były krótsze i służyły jedynie do wpychania sobie do gęby liści i jakichś znaleźnych owoców. Najgroźniejszą bronią była jednak głowa, na szczycie której była mocna, koścista wypustka służąca do ataku. Taka rozpędzona bestia mogła pogruchotać napastnikowi kości, mimo, że roślinożerca był wzrostu człowieka.
Offline