Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
T'kul wybuchnął gromkim śmiechem. Tego dowcipu jeszcze nie słyszał. Gdyby mógł klepał by się teraz po udzie trzymając się kikutem drugiej ręki za brzuch.
- A to dobre.
Powiedział z trudem przez śmiech.
- Tyle zeżarł a martwi się o kaloryczność napoju.
Śmiech T'kula zagłuszył odgłosy manipulacji jakiej dokonywał klon jednak T'kul obrócił głowę w stronę kosza na śmieci na tyle na ile pozwalały mu na to więzy. Czyżby jednak coś usłyszał z operacji klana?
- To było świetne. Dawaj następny.
Zachęcał do dalszego opowiadania kawałów.
Offline
*Klon nie przerywał swoich operacji. Wracał. Równie sprytnie jak wcześniej, w chwili kiedy jego ciało zasłaniało stolik, odłożył strzykawkę i zaraz odszedł zupełnie inne miejsce pomieszczenia.*
Następny…
*Zastanowił się. Widać był to typ który nie przykłada dużej wagi do dowcipów, bo znał ich niewiele. lub po prostu nie potrafił ich przywoływać na życzenie w chwili takiej, jak ta…
No i większość dobrych Kawalów była teraz o imperialnych. a tych pod groźbą śmierci nie wolno opowiadać*
Dwa ewoki upolowały banthe. Jeden mówi: popilnuj jej, bo ja ide po nóż żeby ją zabić. Poszedł po nóż a bantha uciekła. Wraca ewok z nożem i pyta: gdzie bantha. Drugi mówi – uciekła. A pierwszy na to: kłamiesz, sam ją zjadłeś!
Offline
No ten dowcip nie był zbyt dobry. T'kul słyszał go już kiedyś nawet więc się skrzywił.
- Ten to ci nie wyszedł.
Stwierdził.
- Stare to i niezbyt śmieszne. Opowiem ci jeden. Idzie facet ulicą patrzy, a tam strzałka z napisem: "Burdel u Jedi". Hmmm, myśli facet, tego jeszcze nie było. Wszedł, a tam za ciężkim dębowym biurkiem siedzi stara mistrzyni i pyta:
- Czego chciał?
- N... no... skorzystać z, z, z u-u-usług...
- Płaci tu 500,- kredytów i idzie w te drzwi po prawej.
Zapłacił i poszedł, a tam na końcu korytarza kolejna, już młoda Jedi siedzi przy zwyczajnym biurku.
- Witam pana.
- Witam, chciałem...
- Tak, tak wiem, 300,- kredytów i drzwi po lewej.
Zapłacił, poszedł i na końcu korytarza widzi nowicjuszka siedzi przy stoliczku...
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, chciałem skorzystać z usług.
- Ach, tak... 100,- kredytów i te drzwi za mną.
Ok, zapłacił, już tyle wydal, to stówa go nie zbawi. Wszedł, drzwi się zatrzasnęły, a facet stoi na dworze, nie można już wrócić, bo klamki z tej strony nie ma... rozgląda się (nieco skołowany), a tu mała tabliczka z napisem: "Właśnie zostałeś wyruchany przez Jedi"
Offline
*Klon zatrzymał się w jednym miejscu i słuchał, jednak kiedy przyszła puenta, nie zaśmiał się. Znaczy chrząknął coś ze niby smieszne, ale chyba go nie rozbawiło. To klon, wiec może nie zrozumiał, ale coś kazało sądzić dlaczego T’kul postawił w kawale jedi na stosunkowo dobrej pozycji. Może po porostu tak ten kawał chodził…*
Znam inny kawał o jedi, ale…
*Nie dane było mu dokończyć. Drzwi się otworzyły, wszedł dowódca, Drugi, i lekarz, lub raczej – wykonawca wyroku*
Offline
Szkoda, wielka szkoda, że T'kul nie mógł zobaczyć doktorka. Zapewne powitałby go: Eee co jest doktorku? Niestety nie dało się. Jedi oddychał wolno i swobodnie. Jego tętno nie przyspieszyło jak normalnemu skazańcowi przed wykonaniem wyroku. T'kul nie był z pewnością normalny. Lata pośród tych ścietw i ciągłe napięcie wypaczyły go i to bardzo.
- No to co? Jedziemy z tym koksem?
Spytał pogodnie jakby nie o jego skótę tu chodziło.
- Dawajcie co macie dać i miejmy już z głowy te głupoty.
Offline
*Nie było przemów. Były tylko ciche szepty miedzy soibą. Głownie dowódca do swojego faworyta, Pierwszego klona K77. Doktor zaaplikował T’kulowi zastrzyk. Zwykły taki, ze strzykawki, nawet nie z aplikatora. Nie bolało. Na początku nic się nie działo, potem skazaniec zaczął odczuwać dziwne uniesienie, jak po narkotykach, ale nie było w tym euforii. przypominało troche orgazm, chwilowe wyłaczenie. Z tym ze tutaj to trwało i trwało. Było jak wyższy stan świadomości. Zrozumienie. Zaczęły przychodzić obrazy, powolne wracanie po sznurku. Same najlepsze rzeczy. W tych wizjach byli jedi. Ci, ktoiry byli zawsze przez całe długie dwustuletnie życie. przychodzili i odchodzili, długowieczny pau’anin wital ich i zegnał. Siedział z nimi, debatując długo. na dziedzincu przed swiątynią na Couruscant bawił się z padawanam. Ścigał się śmigaczami na Tatooine z innym ambitnym rycerzem. Ćwiczył długo w emocjonujących sparringach. jeden na jednego, dwóch na jednego, trzech na dwóch, różne kombinacje: z zamknietymi cozami, ze związanymi nogami, z jedną ręką.
Na stołówce rzucali się jedzeniem… w bibliotece po cichu ukradkiem rysowanie na ostatniej stronie kształtów podpatrzonych w damskiej łaźni.
To wszystko teraz się kończyło. To, co dwieście lat zbierał i co było nim teraz odchodziło. przesrałeś życie, T’kul. Nigdy już nie będziesz młody. Nigdy już nie będziesz latał, nie będziesz przeżywal uniesienia, nie zaśpiewasz, nie wysikasz się na trawie, nie poczujesz charakterystycznej woni ozonu miecza świetlnego. To koniec. Ksiega się zamknęła. Kto zapamięta teraz wesołego, szalonego i niepokornego pau’anina, wieczneg młodzieńca, który na koniec swojego życia okazał się największym kretynem jakiego moc mozw wydać…
Trzy… dwa… jeden…
I nastała nicość*
Offline
Pau'an widział obrazy. Widział tych, którzy byli przed nim i z nim. Widział rodziców, swoją mistrzynię i innych. Czuł zapachy, dotyk wiatru na twarzy. Witał ich i żegnał. Czuł to, co napędzało go przez całe życie. Ten dziwny pęd do doskonalenia a jednocześnie dreszczyk emocji, bez którego nie byLby sobą. Pośród tych wizji piwiedział głośno i wyraźnie:
- Oto widzę ojca swego,
Oto widzę matkę swoją,
Swoje siostry i braci.
Oto widzę dłudi szereg tych, którzy byli przed nami.
Oto ich zew, bym zajął wśród nich miejsce w Mocy,
Gdzie bohaterowie żyją wiecznie.
A potem nastała ciemność.
Offline
Offline