Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Strony: «-- 1 … 30 31 32 33 34 --»
Pirat
Reset zakończył się sukcesem. Wszystkie błędy zostały skasowane, a cała aparatura i jej działanie wróciło do normy. Garrett odzyskał władzę nad ramionami. Na oczach był wyświetlany komunikat Sprawdzanie zgodności z oprogramowaniem, a na dodatek poczuł, że jego neurowczep działa jak należy. Do tego modelu bowiem był dodawany tester, który emitował feromony jednej z losowo wybranych ras. Analiza przebiegła bez usterek, ból głowy nie powrócił. Wszystko działało w jak największym porządku. Nie wiedział jednak jak ma przywrócić się do porządku. Nie miał pojęcia co mandalorianie rozumieją poprzez słowo porządek. On kojarzył to raczej z ładem w plikach systemowych, zapobiegając w ten sposób przed nagłą utratą kontroli nad tym co się robi. Dla zwykłych użytkowników, komputer to narzędzie z ograniczeniami, które on sam ustala. Dla ludzi takich jak Kalosi, to komputer był sługą użytkownika i robił wszystko to, co kazał mu operator. Mniejsza o to. Po upiciu łyka napoju energetycznego, Garrett wstał i ruszył w kierunku kuchni, będąc zwabionym tam pięknymi zapachami. Kiedy wszedł do środka, zobaczył klona.
-O...Jango Fett...-Spojrzał jeszcze raz na osobnika, który był już bez hełmu. Skrzywił usta. To jednak nie było złudzenie. Przez cały czas resetu myślał o tym, co widział po wejściu na statku. Cały czas miał wrażenie, że widział mandalorianina z elementami pancerza ARC. Co było dziwne, przecież ta seria była chyba całkowicie unicestwiona, albo przejęta przez nowe władze. Widząc jednak tą śniadą gębę Jango Fetta.
-O kurwa, Konserwa.-Mruknął do siebie, jednak na tyle głośno, że wszyscy obecni mogli to usłyszeć.
Offline
Artysta
Nad statkiem naszych bohaterów Shakti i Garretta Kalosi rozległ się miarowy huk silników. Widać, a razej na razie tylko.słuchać było, że to nie żadna mała maszynka szykuje się do lądowania. I faktycznie. Z okien widać było potężną sylwetkę Jacht SoroSuub Luxury 3000 (Luxury 3000 Yacht) pomalowanego w płonące czaszki, chmury i anioły trzymające świetlne miecze. Na burcie owego jachtu widniał płonący napis: "Pani Mgieł". Tak pomalowany statek był tylko jeden, jedyny w całej Galaktyce i mależał on do nikogo innego, jak do gwiazdy Heavy Isotope Throula Traxa, zwanego też, przez pzyjaciół Małym. Jacht zawisł na lądowisku obok i pomalutku, dostojnie i majestatycznie wylądował. Rampa jednak nie otworzyła się jak narazie. Widać pasażerowie nie zamierzali jeszcze wychodzić.
Offline
Mando
Shakti spotkała już kilku klonów, choć zwykle starała się trzymać od nich z daleka, jako od przedstawicieli władz. Wiedziała też czyimi są klonami, a co za tym idzie, że naprawdę lepiej nie zbliżać się do nich zbyt blisko, szczególnie, jeśli stoją po przeciwnej stronie. W każdym razie nie pokazała po sobie zaskoczenia, tylko spokojnie pracowała nad stworzeniem czegoś do jedzenia.
-{Ładny? Nie ma być ładny, tylko ma działać. Standardowe uzbrojenie? To by było raptem podwójne działko. Mało strasznie, dlatego staram się je ulepszać.}
Nie zamierzała wdawać się w szczegóły uzbrojenia statku, w końcu zawsze lepiej mieć tych parę asów w rękawie.
-{Też może powinnam tak robić. Choć jedzenie robaków mnie nie pociąga, a to przecież też specjał w niektórych miejscach.}
Zamieszała bulgoczący już gulasz i odwróciła się do wchodzącego właśnie Garretta. Jego uwaga po raz kolejny wytrąciła ją z równowagi, ale ponieważ teraz wyglądało na to, że mężczyzna jest już w lepszym stanie, Mandalorianka uznała, że tym razem mu nie daruje. Złapała pierwszą rzecz, która nawinęła jej się pod rękę. Padło na naszykowany do nakładania potrawy półmisek. Naczynie zaraz poleciało w stronę hakera, odprowadzane wściekłym spojrzeniem Shakti. Może to i lepiej, że półmisek, a nie leżący dosłownie parę centymetrów dalej nóż.
-KALOSI, DO DIABŁA! Jak masz chrzanić głupoty, to lepiej się zamknij! A jak chcesz obrażać mojego gościa, to wypieprzaj stąd!
Offline
- {Standardowe zawsze jest do dupy. Durne przepisy}
Odpowiedział klon i dalej się kręcił po pokładzie aż w końcu znalazł sobie jakieś miejsce do siedzenia. Hełm odstawił sobie na bok i najchętniej położyłby nogi gdzieś na jakimś stolik, ale uznał to za okazanie braku szacunku gospodarzowi, więc sobie darował (tą pozę to od Tanga przyjął, który praktycznie w każdym barze tak się rozwalał).
- {Czasami też jedyna dieta. Sam kiedyś musiałem je jeść. I szczury... cholerne paskudztwo, ale lepsze to iż śmierć z głodu}
To akurat było mniej przyjemnym wspomnieniem z wojny. Właściwie, to z tego czasu mało miał takich dobrych wspomnień, większość to tylko pamiątki niebezpieczeństw, walk, podchodów z wrogiem... i jedzenia byle gównianego żarcia.
A gdy Garrett zjawił się w pomieszczeniu w którym oni przebywali to A'den spojrzał na niego badawczo tym swoim zimnym, bezwzględnym spojrzeniem. Nie dał po sobie poznać, że te słowa jakoś nim wstrząsnęły, ale cholernie nie lubił określenia "konserwa". Bo po pierwsze odnosiło się to do zwykłych żołnierzy, a on taki nie był, po drugie... no jak tu dobrze kojarzyć konserwę?
- Jeszcze raz użyj tego określenia a przeciągnę twój język przez przełyk, jelita aż do dupy.
Stwierdził bardzo spokojnie, chociaż w jego głosie wyraźnie przebrzmiewała groźba. Zaś na rzut talerzem zareagował tylko lekkim uśmiechem. On by wybrał nóż. Lepszy efekt psychologiczny.
- {Wybacz, ale na prawdę nie lubię tego określenia.}
Powiedział do Shakti, bo jednak otwarcie groził członkowi jej załogi a nie chciałby robić tutaj burdelu o byle co. Nie wiadomo też kto by wyszedł z tego cało.
Offline
Pirat
Chyba żaden z klonów nie przepadał za tym określeniem. Garrett nie wiedział dlaczego "Konserwa" stała się tak popularnym przydomkiem dla każdego ówczesnego żołnierza republiki. Nie było to zbyt miłe, ale na polu bitwy raczej nie myśli się o tym, co kogoś obraża, a co nie. Został zaatakowany z dwóch stron. Tu Shakti rzuciła w niego jakimś przedmiotem, przed którym zasłonił się ręką. Przedmiot odbił się od protezy i tyle z tego pożytku było. Zaczepka słowna klona była bardzo dziwna. Nie wiedział dlaczego zareagował tak agresywnie na ten przydomek. Owszem, mógł go nie lubić, jednak większość klonów jakoś niespecjalnie reagowała chęcią oderwania komuś łba za to, że go tak nazwał. To dało mu do myślenia. Haker zaczął kojarzyć fakty. Zwyczajna konserwa potulnie wykonywała zadania. Tylko dwa rodzaje klonów dawały nieraz sprzeciw i sugerowały inne działania.
-No tak...Sądząc po elementach Twojego pancerza, daleko Ci do zwykłego mięsa armatniego. Agresywny, niezależny.-Tu pobierał odczyty z feromonów klona. Uruchomił się bowiem neurowczep, na polecenie Garretta. Urządzenie było tak zaawansowane, że wystarczyło pomyśleć o włączeniu tego urządzenia, a ono samo się aktywowało. Komendy głosowe były zbędne, wszak kto by się chwalił rzeczą, która umożliwia poznanie osoby, zanim w ogóle zacznie się z nią rozmawiać.
-ARC...Seria...Alfa? Dobrze mówię?-Spytał się. Był lekko zdenerwowany, ton jego głosu był pasywny, nie chciał wzbudzić niechcianego konfliktu.
Offline
Mando
-{Jasne, że to lepsze od śmierci, ale też zbyt częste jedzenie byle czego na pewno nie jest za dobre. Szczury? Paskudztwo. Ale to przynajmniej ssak. Mnie kiedyś uraczyli jakimś żukiem... chyba. Paskudztwo jakich mało. Do tej pory czuję.}
Aż się zatrzęsła na wspomnienie tamtego incydentu. Nigdy więcej. Atmosfera jaka w tej chwili panowała w pomieszczeniu też nie działała na nią pozytywnie. Tylko tego brakowało, żeby Mando rozsmarował jej hakera na ścianie.
-{Jak to było? Przez przełyk, jelita, do dupy? Interesujące. Muszę to kiedyś zobaczyć. Ale niekoniecznie na nim, przydaje się, mimo swojego braku wychowania. Wybacz.}
Dobrze przynajmniej, że Garrett zmienił ton. Widać wreszcie postanowił wykazać odrobinę tej inteligencji, którą zwykle się szczycił.
-Podnieś ten półmisek i mi podaj.
Powiedziała do niego już spokojniej.
Offline
- {Gdy głodujesz jesz co musisz. A sztuka przyrządzenia strawnego posiłku ze szczura się przydaje}
A'den odpowiedział Shakti spokojnie, jednak Garrettowi przyglądał się uważnie tym swoim zimnym spojrzeniem. I niestety popis inteligencji w wykonaniu hakera wywarł na nim wrażenie, ale chyba z goła odmienne od zamierzonego, bo z pozycji "chakaar" awansował nagle do pozycji "potencjalny wróg". Zdecydowanie za dużo wiedział.
- Wiesz... mawiają, że mądry człowiek wie kiedy milczeć. Ja dodam, że martwy milczy na wieki
To już było drugie ostrzeżenie a A'den nie zwykł dawać trzeciego. Drugiego zazwyczaj też nie, ale ze względu na Shakti zdecydował się zrobić ten wyjątek. A jeżeli Garrett był na tyle inteligentny, by odgadnąć kim jest siedzący przed nim klon, to chyba nie popełni głupiego błędu i nie będzie tematu drążył, bo to się źle dla niego skończy.
- {Ten brak wychowania i zdolności trzymania języka za zębami wpędzi go do grobu i to szybko.}
A'den nie potwierdził zaś domysłów hakera. niech się głowi sam, byleby głupio nie pytał.
Offline
Pirat
Wiedział dużo, bo służył tym, którym służył również A'den. Co prawda, rodzaj ich służby ku chwale republiki był zupełnie inny. Jednakże...ich praca była ze sobą połączona. Jeśli A'den jest rzeczywiście ARC, to niejednokrotnie dostawał informacje z jego wydziału. Na temat rozmieszczenia wroga, zdjęcia z satelitów. Mniejsza o to. Ostrzeżenie wydane przez niego było dlań bardzo jasne. Dlatego też, przymknął się raz dwa. Zresztą...Po co miał się odzywać, skoro wyraźnie oboje go tutaj nie chcą. Nie dość, że niegrzecznie gadają w Mando'a. Języku, który Garrett za grosz nie zna, to jeszcze czuł, że jakoś nie pasuje do tego wojowniczego towarzystwa. Położył tylko przedmiot obok Shakti i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Wyciągnął jednego, położył na stole i wyszedł do hangaru. Po prostu, by spalić papierosa i wrócić do środka. Shakti nie lubiła dymu papierosowego, ten klon z pewnością zabiłby, gdyby jego żołnierski, wytrenowany nosek wyczuł odrobinę nikotyny w powietrzu.
Offline
Mando
Wiadomo, że w czasie wojny nie ma za bardzo czasu zastanawiać się, co wrzucić do gara, byle coś było i dało się zjeść bez chęci zwracania tego jak najszybciej. Jeśli jednak była okazja do jedzenia lepszych rzeczy, to zdecydowanie trzeba z niej skorzystać. Dlatego teraz, zamiast potrawki ze szczura, gotował się gulasz z nerfa.
-{Mam nadzieję, że jednak zdoła się kiedyś tego nauczyć. Zanim go ktoś zabije.}
Mruknęła, odprowadzając wzrokiem wychodzącego mężczyznę. Wiedziała, że się obraził, ale przynajmniej nie będzie dalej prowokował Mando. A ona nie będzie musiała rozważać po której stronie konfliktu stanąć.
Shakti zostawiła podgrzewającą się potrawę i usiadła naprzeciwko A’dena, by móc na niego patrzeć w trakcie rozmowy.
-{Dokąd później będziesz leciał?}
Już wcześniej zaproponowała mu podrzucenie gdzieś, ale warto byłoby dowiedzieć się, dokąd w ogóle Mando chce dolecieć.
Offline
A'den odprowadził wzrokiem Garretta, nie wykonując przy tym żadnego agresywnego ruchu w stylu położenia ręki na blasterze, czy też przejechanie palcem po szyi. To było dobre dla amatorów, psychopatów albo dzieciaków. Często jedno zdanie, wypowiedziane odpowiednim tonem mogło zdziałać znacznie więcej niż jakikolwiek gest. Problem w tym, że działało to tylko na osoby inteligentne.
- {Jak to się w ogóle stało, że podróżujesz z obcym?}
Zapytał A'den, patrząc kątem oka to na Shakti to znowu na wejście do frachtowca. Zawsze siadał w miejscach, z których mógł obserwować całe pomieszczenie, mając najczęściej za plecami ścianę.
A gdy Mandalorianka siadła naprzeciw niego to lekko się uśmiechnął, niby wesoło ale nie obejmowało to jego spojrzenia, które nadal pozostawało zimne i w sumie obojętne.
- {Mandalore. Siedziba klanu Beskar. Mam do nich interes}
A więc generalnie rodzinne strony, obecnie jednak sporo imperialnych tam było.
Offline
Pirat
Otworzył śluzę ładowni, coby później Shakti nie mówiła, że w całym statku fajkami śmierdzi. Była wrażliwa na nikotynę, a każda próba zapalenia papierosa na pokładzie kończyła się niezłym rabanem. Dlatego też, w otoczeniu miejskiego smogu, kilkuset statków w porcie, postanowił spalić papierosa. Odpalił go przy pomocy zapalniczki na benzynę. Zaciągnął się kilka razy? Czy się obraził? Może trochę. To chyba było związane z niewiedzą na temat mandalorian. Poznając Shakti, poznaje jej braci. Nie rozumiał ich motywacji, pobudek do działania. Nie rozumiał, albo nie chciał zrozumieć. Jedno z dwóch. Niemniej jednak, jego uwagę przykuł bardzo wyróżniający się z tłumu jacht. Kolorowy, błyszczący jak psu jaja. Pierwsze co przyszło Kalosiemu do głowy, to to, że przyleciał nim jakiś zniewieściały idiota, którego nozdrza zostały wydrążone przez Czerwony Piasek.
Offline
Mando
Statek był chwilowo tym, co najbliższe było jej idei „yaim”, domu, przynajmniej dopóki nie osiedli się gdzieś na stałe. Znała w nim każdy kąt, położenie każdej śrubki. Wiedziała gdzie są skrytki z bronią i gdzie można się schować, by z ukrycia eliminować intruzów. Można powiedzieć, że czuła się w nim bezpiecznie, ale była w stanie zrozumieć postawę A’dena. Sama też zachowywałaby się w ten sposób w obcym miejscu.
-{Miałam go gdzieś przetransportować po tym, jak... odszedł z WAR-u. W każdym razie z tego przewożenia zrobił się niezły burdel. Garrett trochę mi pomógł i jakoś wyszło, że został. Normalnie gada mniej, za to z większym sensem.}
Wyjaśniła, nie wdając się niepotrzebnie w szczegóły. Zdążyła już przywyknąć do towarzystwa hakera i normalnie jej nie przeszkadzał. Chyba, że zaczynał zachowywać się jak dziś.
-{Mandalore? Dobrze by było tam wrócić... ale chyba dużo tam teraz obecnych władz? Jakoś nie bardzo mam ochotę mieć z nimi do czynienia.}
Nie dopytywała się bliżej o cel jego podróży. Jego sprawy to jego sprawy. Jej nic do tego.
Offline
Artysta
Rampa jachtu z sykiem wykonywała swòj krótki bieg w dół. Gdy już na dobre zakotwiczyła na betonie lądowiska zszedł po niej niewysoki, a wręcz mały jak na swój wiek, bo mierzący zaledwie 140 cm przedstawiciel rasy ludzkiej. Dumny posiadacz długich, opadających na ramiona prostych kasztanowych włosów i czarnych przenikliwych oczu. Jego nos był krótki i prosty zaś cera blada niczym u nieboszczyka. Usta były wąską kreską i zawsze widniał na nich szyderczy, pełen wyższości uśmieszek. Znakiem szczególnym tej persony był tatuaż na prawym ramieniu przedstawiający czaszkę z wychodzącym z jej ust wężem. Ten tatuaż to efekt pewnej libacji alkoholowej zakończonej w łożu z czterema cycatymi kobietami o połowę starszymi od niego. Ową postacią, która to zeszła po rampie i przyglądała się teraz hakerowi przez chwilę był nie kto inny jak słynny w całej Galakryce lider zespołu "Mocowładni" Throul Trax. Throul stojąc juź na betonie lotniska wyciągnął z kieszeni spodni papierosy. Jednego włożył w kącik ust. Paczkę schował do kieszeni i zaczął obmacywać kieszenie w poszukiwaniu zapalniczki.
Offline
A'den praktycznie nigdzie nie czuł się w pełni bezpiecznie, jedynie co to w swoim domu pośród Mandalorian. Wtedy mógł sobie odpuścić te wszystkie paranoiczne przyzwyczajenia. Ale w obcym miejscu, takim jak statek Shakti było to w pełni uzasadnione. I chociaż zachowywał spokój, to jednak podświadomie czekał tylko na jakiś fałszywy ruch czy atak. Jango Fett go tak skrzywił.
- {Z WAR'u, tak? To by tłumaczyło, dlaczego mnie rozpoznał... ale wojna się skończyła dawno temu. I tak przyczepił się jak wesz dupy banthy?}
Ton jego głosu cały czas pozostawał spokojny, rzadko kiedy pozwalał sobie na okazywanie emocji komuś spoza rodziny. Dla niego emocje i uczucia równały się słabości a okazywanie ich potencjalnemu wrogowi było głupotą. Więc był zimny, cały czas.
- {Ale jestem w stanie zrozumieć, czemu pozwoliłaś mu zostać. Samotność to paskudna sprawa}
A'den już przywykł do swojej rodziny, do poczucia, że gdzieś tam czeka na niego ojciec i bracia, którzy zrobią wszystko, nawet największą głupotę, po to by wyciągnąć go z kłopotów. To było pokrzepiające. Ale sentymentalnych gadek dalej nie lubił.
- {Beskar mieszkają na uboczu, z dala od Keldabe. Imperialni się tam nie zapuszczają zbyt często. Gdyby było inaczej to bym tam nie leciał, nie lubimy się z Imperium.}
Z Shakti przenosimy się do tego Tematu. Trax i Garrett gracie sami.
Offline
Pirat
Kiedy jakaś istota opuściła statek, Garrett przyglądał się jej. Mniej lub bardziej uważnie, ale to już raczej nieistotne. Wszak ktoś, kto przyleciał tak kolorowym statkiem, nie może być groźny. Jednak, Shakti mówiła, że pozory mylą i warto zachować największą możliwą ostrożność. Jednak po chwili, haker zorientował się kim jest ta persona, która wyszła z jachtu. Lider zespołu Mocowładni. Kalosi nawet nie wiedział, że on taki niski jest. Na ekranie wydawał się nieco wyższy, ta przebrzydła magia kina. Niech szlag ją trafi.
Zauważył, że jegomość szuka w swoim stroju zapalniczki. Zeszło mu kilka minut poszukiwań, a ten nadal nie miał jej w dłoni. No cóż, Garrett postanowił mu pomóc, choć specjalnie się do tego nie palił. Skrzywił usta, wyszedł ze statku i zamknął za sobą śluzę ładowni.
-Masz.-Powiedział i sięgnął po zapalniczkę, po czym rzucił ją w kierunku kurdupla. W jednej z książek fantasy, autor opisywał istoty o podobnym wzroście. Miały długie brody i walczyły toporami energetycznymi. Ten jednak tej istoty w ogóle nie przypominał, po prostu...Tak Garrettowi jego wzrost się skojarzył z tą książką.
Offline
Strony: «-- 1 … 30 31 32 33 34 --»