Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Zin jak on zaczął tłumaczyć cokolwiek to lepiej zachować odpowiednią ostrożność. Na przykład pancerz założyć, tarczę przed gębą postawić, by przypadkiem nie dostać. Kobdar, gdy tłumaczył stawał się...bardziej elokwentny niż zwykle. Mówił z pasją, z zaangażowaniem i do tego...gestykulował. Wiele osób mówiło, że jego gestykulowanie jest zabójcze. Nieraz przez przypadek swojego pracodawcę w łeb trafił, gdy tłumaczył mu zasady działania nowej machiny. No i zaczęło się. Rozpoczął swój monolog o pokerze. Mijały kolejne minuty. Zin gestykulował, zadawał pytania retoryczne tak jak mówca z prawdziwego zdarzenia. Dlaczego tak robił? Po ojcu to miał. Dziwna przypadłość. W sumie Zin to jedna wielka dziwna przypadłość.
Offline
Jedi
E.... aha... to... gramy?*spytała i raz jeszcze podniosła swoje karty, aby zobaczyć, co tam dostała... i tak była to dla niej ''czarna magia'', ale cóż, jeśli nie spróbuje to nigdy nie bedzie umiała. popatrzyła na niego.*
e... toile maksimum moge wymienić kart? *spytała i popatrzyła na niego. nie podobał jej sie ten układ,który dostała...*
Offline
-Jak chcesz to wymień wszystkie.-Powiedział do niej z lekkim uśmiechem po czym rzucił na stół trzy karty. Rozpoczynała się powoli rozgrywka. Zin Wyszczerzył zęby, gdyż on doskonale wiedział jak kantować. Policzył sobie karty w ten sposób, by to on dostał te najlepsze. Wziął trzy...tak. Zinowi się gęba uśmiechnęła. Pokiwał głową na boki i zaczął gwizdać. Cieszył się, jednak inaczej niż zwykle. Podrapał się po głowie. Zaczął rozmyślać. Ciekawe kurna nad czym...
Offline
Hmmm...jakby to zacząć. Zin po wspólnym czasie spędzonym z Viriną w końcu wstał. Z niewyjaśnionych dotąd przyczyn obudził się nagi, ale tylko jak to zauważył postanowił się szybko ubrać. Po ubraniu stroju, który ma na sobie już kilka ładnych dni i już ładnie zalatuje, Zin postanowił obudzić swoją przyjaciółkę (rzecz jasna nie smrodem koszuli). Szturchnął ją kilka razy i stanął przy drzwiach.
-Dalej. Ruszaj się, bo lecimy na te pieprzone Nar-Shaddaa, no.-Powiedział i kiwnął głową, jak to miał w zwyczaju. Zin podrapał się po głowie. Rozejrzał się i czekał, aż jego przyjaciółka w końcu wstanie. Wziął głęboki oddech, wypuścił później powietrze. To oznaczało jedno. Trzeba było zapalić. Ciekawe tylko co? Zin przeszukał jeszcze wszystkie swoje kieszenie.-Ja pierdole. Fajki mi zajebali.-Powiedział, gdy chwycił się za kamizelkę. No nic. Trzeba będzie je kupić.
Ostatnio edytowany przez Zindarad (2010-05-07 22:18:39)
Offline
Jedi
*Obudziła się. Przeciągnęła się i popatrzyła na niego leniwie.*
No wiesz? Tak wcześnie? Aj... *Stwierdziła tylko, ale wygrzebała się z łóżka... również była naga... i ubrała się szybko. Popatrzyła na niego.*
No widzisz? Dbają o Twoje zdrowie. *Dodała i końcówkę jęzorka mu pokazała. Uśmiechnęła się.*
Offline
*Cóż, dobrze, że te "niewyjaśnione przyczyny" już się skończyły, bo po kilkunastu minutach rozległo się pukanie do ich kajuty a zaraz potem meldunek* Macie państwo dziesięć minut na zebranie się! *To nie była prośba, to był zwyczajny rozkaz. Aktualnie mieli trochę napięty grafik, wiec im szybciej się uporają tym lepiej dla nich. Będą mogli trochę po marudzić w hangarze*
Offline
Zin szybko poprawił jeszcze pasek, do którego była przypięta kabura z jego blasterem. Inżynier pociągnął nosem i doszedł do wniosku, że na wszelki wypadek musi kupić nową pukawkę. Na Nar-Shaddaa zastanowi się jaką. Kobdar szybko podszedł do drzwi i otworzył je.
-Dobry, dobry.-Powiedział do niego z lekkim uśmiechem. Oparł się o drzwi i pokazał na Virinę.-Gotowi jesteśmy. Dupy ruszyć możemy. Prowadź pan.-Powiedział do niego i czekał, aż oficer ten zaprowadzi ich do hangaru, a następnie do ich Kappy, na której udadzą się prosto na Księżyc Przemytników.
Offline
Jedi
*Zagarnęła jeszcze karty... zapomniałby! Oddała Zinowi karty w metalowym pudełku i uśmiechnęła się słodko.*
Niech pan prowadzi, jesteśmy gotowi. *Potwierdziła słowa Zina. Wyszła z kajuty i popatrzyła po korytarzu. Przeczesała dłonią włosy w tył, będzie musiała wziąć prysznic w czasie podróży, ale to już na spokojnie... teraz tylko kwestia odlecenia stąd, oby ich statek działał w miarę dobrze, bo wtedy dopiero będą mieli duży problem. Ale cóż, wierzyła w umiejętności załogi tego statku.*
Offline
*Przed nimi stał jakiś starszy, zrzędliwy nieco człowiek w mundurze. Nie uśmiechnął się, nie podał ręki, nie zasalutował. Skinął tylko głową ochroniarzom z innej zmiany i warknął* Za mną... *Wszędzie zdarzają się typowi służbiści tacy jak ten. A jemu nie uśmiechało się prowadzenie za rączkę jakieś kobiety i faceta do ich latającego złomu. Miał inne rzeczy na głowie, które pani kapitan raczyła pominąć, co go irytowało. No więc szli w stronę hangarów*
Offline
Mistrz Jedi
*Bez wątpienia Hakon i inni dostali swoje kajuty. Może z powodu przeludnienia statku załogą z Bliskiej, było trochę ciasno i być może dostał kwaterę z Nashem i Takenem, ale w tej chwili był sam.
Czuł się bardzo dziwnie od chwili wyskoku przy stacji. Nie potrafił zdefiniować swojego rozbicia, dlatego tez wybrał najłatwiejszy sposób na osiągniecie stabilizacji.
Medytacja.
Od jakiegoś czasu siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu, z zamkniętymi oczami (czego musiał się nauczyć a co łatwe nie było). Nie medytował nad niczym konkretnym. Po prostu oczyszczał się*
Offline
Admin - MG
*Tymczasem tysiące kilometrów dalej ktoś inny próbował odnaleźć ten sznur mocy, który był tak niepokojący podczas pobytu ów persony na stacji. Nemedis nadal znajdował się w nadprzestrzeni, zagłębił się jednak w medytacji, bo znajoma aura nie dawała mu spokoju. Nie mógł dojść do tego, dlaczego wydawała mu się tak bliska, nie mógł też tak po prostu tego zostawić. Szukał rozwiązania. To ta osoba odnalazła go w mocy... Nikt zwykły by tego nie zrobił, to musiał być ktoś, z kim nawiązał kontakt. Podświadomość nie dopuszczała do głosu myśli, że to przecież mógł być Hakon. Nie. On by go przecież nie zdradził. Mimo wszystko, to była jedyna osoba, która mogła to zrobić.
Medytującego Hakona otoczyła moc. Barabel już wcześniej nawiązał kontakt mentalny, by odszukać sitha, teraz Nemedis widocznie próbował go odzyskać. Chciał się przekonać, kto to zrobił, kto odnalazł stacje.*
Offline
Mistrz Jedi
*Hakon odczuł to, co go lekko zaniepokoiło. Stał się nagle bliski, stawał powoli twarz ą w twarz z Nemedisem przez te tysiące parseków, ale przecież dla Mocy odległość nie ma znaczenia. Nie aż takie w każdym razie. Wiec po prostu przywdział się w swoje codzienne mysli i otworzył drzwi*
czy przybywasz w pokoju *zapytał szeptem*
Offline
Admin - MG
*Przed Hakonem zaczęła materializować się wysoka, okryta czarną szatą postać. To tylko wyobrażenie podsunięte przez moc. Nemedis patrzył na Hakona ze smutkiem, z pewnego rodzaju... Żalem. Jego twarz przykrywała specyficzna maska.* Jest to dla ciebie w ogóle ważne? *Zapytał dopiero po chwili.* A więc to ty, Hakonie... To ty to zrobiłeś. *Wysoka postać pochyliła się.* Dlaczego? *Zapytał cicho, nie wiedząc, jakiej spodziewać się odpowiedzi. Hakon przypominał mu przeszłość, był mostem prowadzącym do dawnego Nemedisa. Gdy sith na niego patrzył, wracały do niego wspomnienia.* Dużo się zmieniło od naszego ostatniego spotkania.
Offline
Mistrz Jedi
*Hakon zadarł głowę. Nadal był taki, jakim Nemedis widział go i wyobrażał sobie. Jego zmiany fizyczne nie obejmowały tego wyobrażenia.*
Przepraszam. Wybacz mi, jeśli potrafisz *Odpowiedział Hakon. Jego ręka zatoczyła krąg. Wskazała na stare fotele, jak to się mówi „z duszą”. Zaprosił, po czym ruszył sam*
Zastanawiam się nad odpowiedział, której mam ci udzielić. Nie jesteś kimś, komu można wcisnąć oklepany tekst typu „jestem jedi” czy „to było w zgodzie z moim sumieniem. Musze być szczery. Zdradziłem Cię, wiem
Offline
Admin - MG
*Wyobrażenie skinęło głową i ruszyło do miejsca wskazanego przez Hakona.* Dobrze wiesz, że ja nikomu nie wybaczam, ty jesteś wyjątkiem. I właśnie to mnie boli - wykorzystałeś relacje, jakie zbudowaliśmy. Gdybyśmy się nie przyjaźnili, nie byłbyś w stanie mnie odnaleźć. *Czarna szata zafalowała lekko. Nemedis pochylił się, składając ze sobą dłonie okryte grubymi rękawicami.* Jeśli nawet tobie nie mogę ufać, to kto mi zostanie? Jak ciebie zabraknie, nic nie będzie już w stanie na mnie wpływać. Wiesz, że bestia nie śpi, ciągle tam jest. Coraz bardziej głodna, bywają chwilę, że przestaje nad tym panować. *Obdarzył Hakona przenikliwym spojrzeniem.* Tak, zdradziłeś mnie. I mam ponure wrażenie, że zdradziłeś też naszą przyjaźń. Ja nigdy nie wykorzystałem ciebie, żeby móc zaszkodzić zakonowi, nigdy nie próbowałem nawet prosić cie o jakiekolwiek informacje. A ty? Kiwnąłbyś palcem, jeśli przymierze postanowiłoby zniszczyć całą stacje? Czy w ogóle obchodził cie mój los? *Nemedis wciągnął ze świstem powietrze.* Nie mam już nikogo, Hakonie. Długo żywiłem się nadzieją, że ty mi zostaniesz, ale byłem, ślepy. To musiało się tak skończyć.
Offline