Gra PBF w świecie Star Wars, rozgrywająca się w czasach Młodego Imperium.
Lokum, w którym mieszkają Fibale znajduje się głęboko pod ziemią, w podziemnym kompleksie obozu. Nie jest to może najwyższy standard, ale przynajmniej jest gdzie się schronić.
Mieszkanie ma w sumie trzy sypialnie, łazienkę, kuchnię oraz mały salon. Metraż nie jest zbyt duży, ale można się zmieścić. Wszystkie ściany wykonane są z kamienia, pokrytego specjalnym tynkiem odpornym na wilgoć, więc w pokojach jest przyjemnie sucho. Co prawda z powodu lokalizacji nie ma nigdzie okien, jednak lampy wbudowane w sufit dają dostateczną ilość światła, które w dodatku można regulować według upodobania.
Wystrój wszystkich pokoi jest skromny i nieco wiekowy, nie można jednak narzekać na brak komfortu. Po prostu nikt nie zaszalał z kasą przy kupnie niezbędnych rzeczy. Liczyła się wygoda i funkcjonalność a nie wygląd, więc na standardy z hoteli na Coruscant nie ma co liczyć.
W Lokum mieszkają prawie cała rodzina Fibali, z wyłączeniem A'dena, który znalazł sobie własny kąt. Tymczasowo też u Tanga mieszkają Seco z Malkitem, którzy zajmują jedną sypialnię, drugą zajmują Tracyn, Brex i Dral a ostatnią Tang, którą też przerobił na małą klanową zbrojownię, więc nie ma jak upchnąć dodatkowej osoby,
Offline
*Seco, Malkit no i oczywiście kot Lulat na którym pastwił się Malkit, ale kot wyglądał na szczęsliwego mimo wszystko.
W przeciwieństwie do Seco na którego naprawde przykro było patrzec. Nie użalał się wprawdzie i tak dalej, ale po prostu cierpiał i to było widac.
Starał się czasem jakis wpasować w realia, czasem po prosatu siedział. Dotarło do niego, ze został wdowcem. Ze jego żony już niema.
Że nie powiedział Malkitowi, i że nie wie gdzie jest jego malutki synek i przybrana córka. To wszystko mocno Seco obciążało.
Tego dnia siedział na swoim łozku, na kolanie miał deskę do krojenia z kuchni, na desce kartkę i coś pisał*
Offline
Fibale nie przeszkadzali kaleeshowi, tylko czasem proponowali mu jakąś miejscową rozrywkę lub pracę na zajęcie myśli. Ale generalnie zostawili go w spokoju, by sobie wszystko poukładał. Chociaż Tang zaczął już co nieco przebąkiwać, że trzeba by go w końcu rozruszać nieco, bo im korzenie w sypialni zapuści z tej rozpaczy.
Tego dnia Tracyn z Dralem jak zwykle gdzieś się wybrali z Malkitem, ucząc go tego i owego, Tang siedział w swojej sypialni i coś tam robił. Aktywny pozostał jedynie Brex, który krzątał się po kuchni, coś tam sobie podśpiewując. W końcu zauważył brak desek do krojenia. Mieli w sumie trzy, ale jedną połamał "niechcący" Tracyn, próbując odbijać nią piłkę wielkości pięści, drugą uprowadził gdzieś Dral, no a trzecią miał Seco, o czym klon nie wiedział.
- Fierfek! Gdzie ta shabla deska do krojenia?! Peiprzeni durnie, połamią wszystko w tym domu!
Offline
*Tak wiec Seco używał deski w równie niekonwencjonalny sposób jak tamci, choć zdecydowanie szanse na odzyskanie jej powrotem były większe.
Skrobał tym długopisem i skrobał, oczywiście nie w basicku – po kaleeshiansku. W basicku to tylko powoli i drukowane.
Zacisnął zęby jakby z bólu, jak usłyszał ze Brex śpiewa w kuchni. W tej chwili nie do wyobrażenia dla niego był, ze ktoś może śpiewać, że może być szczęśliwy, pogodny, myśleć i zajmować się pierdolami. To aż raziło w wyknaniu innych*
W dupie kuhrrwa *burknął pod nosem i kontynuował swoją czynność, jeszcze bardziej zapalczywie i z nienawiścią do świata wciskając długopis w karetkę aż prawie do dziur…*
Offline
- Cicho tam Ponuraku! Jak nie wiesz to się shabla nie odzywaj!... gdzieś tu cholera musi być
Brex stanowczo nie miał ogłady ani taktu Drala, był bardziej ponury i wredny, trochę się przy tym w Tanga w dał. Walił prosto z mostu a ta żałoba Seco trochę go wkurzała. A raczej fakt, że wszyscy przez nią obchodzą się z kaleeshem jak z jajkiem i nic złego na niego powiedzieć nie można. Dlatego większość czasu spędzał poza domem, jednak teraz potrzebował tej deski, a za cholerę znaleźć jej nie umiał, więc był wkurzony.
Offline
*Bo co na Seco można złego powiedzieć prócz tego ze cham i prostak? Można go jeszcze od chujów wyzywać. Czasem się obruszy, czasem się zaśmieje. Teraz nie reagował, wiec można było, tylko bez efektu.
W każdym razie – Seco nie zamierzał deski oddać – przecież jej używał!*
Offline
A Brex poirytowany przetrząsał całą kuchnię, bez skutku. W końcu musiał się posłużyć czymś innym w zastępstwie, co go nie satysfakcjonowało, ale jako taki efekt był. Co miał zrobić to zrobił i zaczął coś tam gotować. A gdy tak miał przerwę to zajrzał do kaleesha, tak z ciekawości. Bo może akurat się tam zabił czy coś.
W drzwiach do pokoju Gawilów stanął klon, posturą nie różnił się od swoich braci, w wyglądzie zaś było więcej różnic. Włosy miał ścięte niemal przy samej głowie, do tego na lewym policzku miał sporą bliznę, ślad po walce z jakimś zwierzęciem, no i "wyhodował" sobie małą kozią bródkę. Do tego tatuaż, ponury wyraz twarzy i już wyglądał jak pospolity rzezimiech.
Brex przyjrzał się kaleeshowi i już miał pójść, gdy zobaczył, że ten ma deskę.
- Nie można było kurwa powiedzieć, że ty masz deskę?
Warknął niezbyt przyjaźnie w stronę Seco.
Offline
*Seco zdobył się na wielkoduszny gest, czyli spojrzał spode łba na Brexa w drzwiach. Kiedy się uśmiechał głupkowato to sympatycznie wyglądał, ale jak miał humor i minę jak teraz to wcale Brexowi nie ustępował. Wyglądał jak barbarzyńca*
Nie, bo byś mi kuhrrwa przylazł zabhrrać… na zahrcie ci się zebhrrało akuhrrat jak ja deski używam!
Offline
- Gar mirsh solus. To deska do krojenia warzyw i mięsa a nie do pisania. Znalazłbyś sobie lepszą podstawkę gar or'dinii
Odpowiedział Brex, obrzucając od razu Seco kilkoma wyzwiskami. Wolał obrażać innych w Mando'a, niż bawić się w te śmieszne, dziecięce wyzwiska, z których korzysta Seco. Nie ruszył się jednak z miejsca, stał w progu i patrzył z politowaniem na kaleesha. Teraz deski nie potrzebował, ale zły był z powodu tych bezsensownych poszukiwań i wyzwisk, które kierował pod adresem braci.
- I co tam "mądrego" piszesz, co?
Wrażliwością Brex nie grzeszył i wielkiego współczucia po nim nie ma co oczekiwać. Wiedział co to ból po stracie bliskiej osoby, ale potrafił się po tym szybko pozbierać i żyć dalej. A skoro on potrafił, to i Seco też, tylko że ten woli się użalać nad życiem w pokoju. Przynajmniej tak to klon widział.
Offline
A idź się wyłapuj *Seco korzystał z basicka w wyzywaniu z zupełnie odwrotnego powodu co Brex: bo mógł komponować kwieciste wiązanki które wszyscy rozumieli, bo jakby wyklinał po kaleeshansku to jaki to niby by miało mieć efekt? Taki jak Seco na słowa Brexa – nie zrozumiał*
Nie umiesz pisać to mi się tu nie wpiehrrdalaj bo się kuhrrwa jeszcze pomylę przez ciebie… *I na chwile się zatrzymał z czynnością, widać naprawdę się zgubił. Ale dalej poszło* List kuhrrwa piszę…
Offline
Brex prychnął tylko w odpowiedzi, ale się nie ruszył z miejsca. Zaczął się za to zastanawiać, czy jemu już kompletnie na mózg padło, czy może czasem podczas wstawania nie przygrzmocił w coś porządnie.
- Po cholerę ja się pytam? Jakbyś nie zauważył, to u nas poczty nie ma a i listów pisanych na papierze nikt już nie wysyła
Dla klona była to zagadka, bo po co pisać na kartce, skoro można użyć cyfronotesu. No i wysłać też jest znacznie łatwiej, wystarczy podpiąć się do holonetu i gotowe, list zapieprza przez galaktykę w mgnieniu oka.
- Do kogo niby piszesz?
Offline
Coś wymyśle i wyśle *odburknął niechętnie. Widać mu zależało na wysłaniu tego listu. A dlaczego list miał właśnie taka formę to tez łatwo się domyślić: bo miał dostać się w miejsce, gdzie nawet jak jest Holonek, to adresat listu nie ma do niego dostępu lub ma jeszcze trudniejszy niż Seco na Dxun do tradycyjnej poczty.*
Do matki. Idź wpiehrrdalaj to co se upichciłeś i nie zagaduj mnie bo znowu się pomyliłem przez ciebie!
Offline
- Tiaa... już to widzę. To już prościej i szybciej byłoby polecieć do adresata i pogadać
Szukanie poczty, która by list dostarczyła może okazać się ponad siły Seco i pewnie skończy się na tym, że na Kalee poleci, by na pocztę się dostać. Bo Galaktyczna Poczta prędzej by go wyśmiała, niż dostarczyła list na miejsce.
- Ahh no tak, mamusi trzeba się poskarżyć. A pisz tam sobie, ale deskę potem oddaj, bo inaczej do dupy ci nakopię. Trochę otrzeźwienia ci się przyda.
No i Brex polazł do kuchni, by pilnować swojego dania. Seco miał chwilę spokoju, ale tylko na kilka minut, bo w kuchni wywiązał się dialog pomiędzy klonem a najprawdopodobniej Tangiem, który chyba się obudził.
Offline
*Teraz to już słowa Brexa Seco zabolały, wiec nic nie odpowiedział, co było tego oznaką. I dalej robił swoje.*
Offline
Tang się nieco sprzeczał z Brexem, ale żadna wielka kłótnia z tego powodu nie wybuchła. Posprzeczali się przez parę minut a potem zapanowała niemal grobowa cisza.
- Nie przejmuj się pierdoleniem Brexa, to dobry dzieciak chociaż wrażliwość tępej siekiery odziedziczył po Jango
Te słowa zapowiadały nieuchronne nadejście Tanga, który już kuśtykał korytarzem w stronę kaleesha. Jego terapia przebiegała całkiem dobrze, co też mu humor poprawiało. Już prawie odzyskał dawną sprawność, ale mimo to dalej miał problemy z lewą nogą, w której miał protezę. Z tym to by musiał się udać do chirurga cybernetycznego, ale miał opory.
- Chcesz coś? Jedzenie? Picie? Cokolwiek innego?
Tang się troskliwie przyjacielem opiekował, bo w końcu jak on sam załamanie przeżywał to Seco go nie zostawił i pomagał na nogi stanąć.
Offline